- Ładny naszyjnik. Gdzie
kupiłaś? - zapytała Jane, jedna z moich najlepszych przyjaciółek na lekcji wf.
-
Dostałam. - odparłam zgodnie z prawdą.
- Od
kogo?
To
pytanie zmroziło mnie do szpiku kości. Już się nie śmiałam, choć przed momentem
mój śmiech rozbrzmiewał w całej sali.
- Od
przyjaciela - powiedziałam, chociaż wcale nie miałam ochoty rozmawiać na ten
temat.
-
Uuu… Kiedy?
W
tych momencie w moich oczach stanęły łzy. Wciąż nie potrafiłam o tym mówić.
Nigdy nic nie wpłynęło na mnie równie mocno. To było dla mnie zbyt wiele.
Wiedziałam,
że wszystkie dziewczyny zainteresowały się rozmową w chwili, gdy pojawiła się
wzmianka o jakimś chłopaku. Miałam świadomość, że każda z nich mi się
przygląda, ale mimo to nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wciąż
wpatrywałam się w jakiś punkt na podłodze.
- W
dniu jego śmierci - odpowiedziałam po kilku minutach milczenia.
W
tym momencie nawet mój nauczyciel zainteresował się rozmową, każdy obecny w
sali skierował swój wzrok na mnie. Patrzyło na mnie 21 par oczu, wszystkie z
takim samym zdezorientowaniem i niedowierzaniem. Już nikt nic nie mówił. Nikt
nie zadawał żadnych pytań. Po prostu patrzyli i czekali. Czekali na moją
reakcję. Myśleli, że się załamię, że wybiegnę z lekcji i już nie wrócę. To
jednak do mnie nie pasowało. Już nie.
Po
chwili odrętwienia, które na moment wszystkich ogarnęło, zaczęły się pytania.
Padały z każdej strony. Było ich zbyt wiele, nachodziły na siebie. Nie
potrafiłam wyróżnić w nich poszczególnych słów. Wszystko to brzmiało jak
niezrozumiały bełkot. Zbyt wiele pytań, zbyt wiele słów, zbyt wiele myśli,
których nie potrafiłam pozbierać. Nie byłam w stanie odpowiedzieć na żadne z
zadawanych mi pytań. Po pierwsze dlatego, że żadnego tak naprawdę nie
usłyszałam, a po drugie nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego dźwięku.
Narastała we mnie wściekłość.
Nie potrafiłam sobie z nią poradzić, choć zawsze tłumiłam w sobie nawet
najbardziej intensywne uczucia. Tym razem było jednak inaczej.
Po kilku minutach, podczas
których starałam się uspokoić - bez skutku - nadeszło wybawienie w postaci
mojego nauczyciela, który znał moją historię. Wcześniej nie reagował zapewne ze
względu na moją ogromną wytrzymałość, o której dowiedział się zaledwie kilka
tygodni wcześniej.
Wiedział również czym zajmuję
się w czasie wolnym. Co robię, gdy nie jestem w szkole lub kiedy z niej znikam.
Początkowo nie chciał uwierzyć w to co mówię, jednak z czasem przekonał się, że
wszystko co ode mnie wtedy usłyszał jest prawdą.
Teraz musiał się zorientować,
że nie daję rady, że to wszystko zaczyna mnie przytłaczać. Odciągnął mnie od
całego tego zamieszania, od wszystkich tych pytań, które i tak nie otrzymałyby
odpowiedzi. Byłam mu wdzięczna za to, że to zrobił. Miałam bowiem świadomość
tego, że gdybym tam została mogłabym wybuchnąć, ale nie płaczem czego wszyscy
zapewne oczekiwali. O nie. To byłoby coś znacznie gorszego.
Wszystkie moje uczucia, które
dusiłam w sobie od kilku lat, ujrzałyby światło dzienne. Wypłynęłyby ze mnie w
postaci ogromnej furii, której już na pewno nie byłabym w stanie powstrzymać.
Miałam świadomość tego przez
cały ten czas, a jednak gdyby nie mój nauczyciel wciąż bym tam siedziała. Nie
byłam zdolna do logicznego myślenia. Nie mogłam się ruszyć. Moje nogi nie
chciały współpracować. Byłam jak sparaliżowana.
Kiedy już byłam w szatni
próbowałam zrozumieć co tam się stało. Nie wiem dlaczego pozwoliłam się
wyprowadzić z równowagi. To do mnie niepodobne.
Teraz kiedy już byłam sama
zaczęły do mnie powracać wspomnienia dotyczące tamtego felernego dnia. Znowu
byłam na tej przeklętej plaży razem z Michaelem. Siedzieliśmy na kocu wpatrzeni
w błękit oceanu. Śmialiśmy się, jak zawsze, gdy byliśmy razem.
Michael odkąd pamiętam był moim
najlepszym przyjacielem. Nikt nie potrafił tak jak on rozśmieszać mnie nawet w
najgorszych momentach mojego życia. To on wciągnął mnie do tej pracy.
Pracowaliśmy razem z naszymi wspólnymi przyjaciółmi, Dominikiem i Camelią, Damianem
i Paulą, Davidem i Megan, Derekiem i Harriet oraz Danielem, który był naszym
szefem.
Nasza praca była niebezpieczna
i wymagała wielu wyrzeczeń. Gdyby nie Michael już dawno bym zrezygnowała.
Spędzaliśmy całe dnie z groźnymi przestępcami, z ludźmi, którzy najbardziej na
świecie pragną naszej śmierci. Nigdy mnie to jednak nie przerażało, ponieważ
wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na wsparcie przyjaciół, a zwłaszcza na Michaela.
Razem z Danielem nauczyli mnie oni wielu rzeczy. Między innymi właśnie
panowania nad emocjami.
Tamtego dnia mieliśmy z
Michaelem wolny dzień postanowiliśmy, więc spędzić trochę czasu razem.
Wybraliśmy się na naszą ulubioną plażę.
- Jest cudownie - powiedziałam,
gdy już dotarliśmy na miejsce.
- Tak miało być - stwierdził Michael
z chytrym uśmieszkiem na twarzy, który zawsze się tam pojawiał, gdy chłopak coś
knuł. Nie było w tym jednak nic dziwnego. Zawsze gdy wybieraliśmy się gdzieś
razem Michael wymyślał coś ekstra.
- Co na dzisiaj zaplanowałeś?
- Dowiesz się, gdy nadejdzie na
to czas - objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę plaży.
Rozłożyliśmy koce na, pomimo
wczesnej pory, nagrzanym już piasku. Położyłam się na swoim kocu, a lekkie
podmuchy wiatru muskały moje ciało, przynosząc ze sobą kojący zapach morza.
Musiałam zasnąć, bo przebudziłam
się, gdy usłyszałam Michaela.
- Wstawaj śpiochu - zawołał,
chlapiąc mnie lodowatą, wodą z morza.
Położył
się na kocu obok. Odwróciłam głowę w jego stronę, a on pstryknął mnie w nos
mokrym palcem.
-
Chodź do wody. Dobrze ci to zrobi, bo troszkę się spiekłaś.
-
Jest bardzo źle? - zapytałam z grymasem na twarzy.
-
Nie będzie jeśli troszkę schłodzisz skórę. No chodź.
Wstałam
niechętnie i poszłam za nim w stronę morza. Stanęłam w morzu tak, że fale
delikatnie opływały wokół moich kostek. Zamknęłam oczy i napawałam się tą
chwilą.
-
Teraz będziesz spać na stojąco?
-
Wcale nie śpię. Po prostu bardzo się cieszę, że mnie tutaj zabrałeś.
- Ja
również - mówiąc to przytulił mnie do siebie - a teraz chodź, bo naprawdę jutro
skóra będzie cię cholernie piekła.
Wziął
mnie za rękę i powoli, aby zbyt szybko nie zmienić temperatury mojego ciała,
prowadził na głębszą wodę. Kiedy się całkowicie zanurzyłam, odbiłam się od dna
i zaczęłam płynąć ciągnąc za sobą Michaela.
Cały
dzień spędziliśmy pływając i wygłupiając się w wodzie. Wyszliśmy z wody tuż
przed zachodem słońca, aby wyschnąć w jego ostatnich promieniach.
Gdy byliśmy już susi poszliśmy
do bistro, które znajdowało się kilka kroków od plaży.
Przesiadywaliśmy tam nieraz
całe dnie rozmawiając i śmiejąc się w niebogłosy. Właściciele dobrze nas już
znali. Za każdym razem, gdy przychodziliśmy uśmiechali się, bo wiedzieli, że
wprowadzimy wiele życia do ich lokalu.
W środku nie było już nikogo.
Zajęliśmy miejsca w kącie, przy naszym ulubionym stoliku.
- Dawno was tutaj nie było.
Miło was znowu widzieć - powitała nas Agnes, kelnerka pracująca w bistro,
podchodząc do naszego stolika.
- Hej - przywitał się Michael.
- Hej Agnes, ciebie również miło
widzieć.
Potem zamówiliśmy coś do
jedzenia, czyli jak zwykle dwie kanapki i jedne frytki. Podczas oczekiwania na
zrealizowanie zamówienia rozmawialiśmy z Agnes o wszystkim i o niczym. Gdy
dostaliśmy jedzenie kelnerka zostawiła nas samych, twierdząc, że nie będzie nam
przeszkadzać.
Jedliśmy rozmawiając i wciąż
się śmiejąc, jak zawsze. Tak to już było kiedy byliśmy razem.
Kiedy skończyliśmy Michael
przysunął się bliżej mnie.
- Mam coś dla ciebie - szepnął
mi na ucho wywołując na mojej twarzy uśmiech jeszcze szerszy od tego, który
widniał tam przez cały wieczór.
- Co takiego? - zapytałam
również szeptem.
- Zamknij oczy - znowu szept.
- Dlaczego szepczemy? -
zapytałam wywołując szeroki uśmiech na jego twarz.
- Po prostu je zamknij -
powiedział już normalnie z uśmiechem na ustach.
Zrobiłam o co prosił. Po chwili
poczułam chłód na szyi. Otworzyłam oczy i spojrzałam na dół. Zobaczyłam
przepiękny naszyjnik w kolorze cudownej zieleni, który idealnie odpowiadał
kolorowi moich oczu.
- Jest
cudowny - powiedziałam z zachwytem. - Ale czym sobie na niego zasłużyłam?
Zbliżył
się jeszcze bardziej i oparł swoje czoło na moim. Uniosłam wzrok. Moje oczy
napotkały jego. Jeszcze nigdy nie patrzyłam na nie z tak bliskiej odległości.
Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy nie są brązowe jak zawsze myślałam, ale
ciemnozłote. Były po prostu cudowne. Tonęłam w nich. Nie mogłam już znieść ich
głębi, więc zamknęłam oczy. I wtedy Michael delikatnie musnął moje wargi
swoimi. Otworzyłam oczy, a on odsunął się na tyle, że znów mógł widzieć moją
twarz.
-
Caroline, chciałbym być dla ciebie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Już
dłuższy czas zbieram się aby ci to powiedzieć. Kocham cię. Kocham cię całym
moim sercem. Czy ty też to czujesz?
Zawsze
kochałam Michaela, jednak byłam przekonana, że jest to taka bardziej braterska
miłość. Po pocałunku wiedziałam, że to coś więcej.
Nachyliłam
się i nakryłam wargi Michaela swoimi. Uznał to za tak. Odwzajemnił pocałunek.
Był namiętny i głęboki, a zarazem czuły
i delikatny. Nigdy nie doświadczyłam czegoś tak intensywnego.
Kiedy
się od siebie oderwaliśmy ciężko dyszeliśmy.
- Ja
też cię kocham, zawsze kochałam - wydusiłam.
Położyłam
głowę na jego ramieniu, a on czule mnie objął i pocałował w czoło.
Siedzieliśmy tak przez długi czas rozmawiając o tym co
właśnie się wydarzyło. Wciąż się śmialiśmy. Było tak jak dawniej, a jednak
inaczej.